Chyba będę musiał poddać się wnikliwym badaniom, bo ewidentnie coś ze mną nie tak. W niedziele (dzień wolny) obudziłem się przed 7 rano z nieodpartą chęcią wstania z łóżka. Zgodnie z postanowieniem że będę żył zgodnie z naturą wstałem. Jak już wstałem to pojechałem. Ruszyłem na eksplorację lasów Wojcieszyce, Różanki, Zdroisk, Santoczno. Wróciłem ostro zjechany po 2,5 godzinie ale za to przetarłem i odkurzyłem kilka szlaków. Znalazłem skróty na Nierzym i do Zdroiska oraz świetny singielek wokół jeziora. Jak wróciłem, zorientowałem się że za 10 min spotykają się Cykliści pod Katedrą więc obróciłem się na pięcie i ruszyłem na spotkanie. Zamieniłem kilka słów i pognałem z nimi przez Chwalęcice do Kłodawy i do bazy na trzecie śniadanie. Po powrocie stwierdziłem że moim terenem jest las - bo gdzie indziej spotkam na szlaku spłoszoną sarnę lub odważnego zająca, nie licząc czyżyka czy innej kuropatwy.
Z rana na spotkanie Cyklistów pod Katedrą, a stamtąd z Markiem na zwiedzanie Zdroiskich Buków. Ruszyliśmy asfaltem przez Czechów i Santok, a potem to już tylko lasy. Spodziewałem się że wzdłuż Santocznej to będziemy trochę dłużej ale Marek był tak nakręcony nową maszynką że po wjechaniu na szlak po 15 min byliśmy w Zdoisku. Dalej znów do lasu przez Santoczno do Wojcieszyc i do domu. Po szybkim prysznicu znów na siodło i do Zieleńca na grilla i konkurencje sprawnościowe. Wycieczka w takim towarzystwie że przejeżdżający rowerzyści mało nie pospadali z rowerów :).
Do domu oblukać nową maszynkę Marka. Niestety delegowali go do Szczecina. Czas spędziłem w piwnicy na przebieraniu łańcuchów od których czarny makijaż nie schodził do wieczora. Na mieście standard – kierowcy puszek nie puszczają rowerów na przejazdach rowerowych. W drodze powrotnej na działkę olać borówki - oby były owoce, bo wykopię i spalę.